Witam,
już w zasadzie skończyłam pisać o naszej wyprawie do Bułgarii, ale w trakcie poszukiwań kwatery mieliśmy przygodę, którą muszę się z Wami podzielić.
Przy samej granicy miasta znajdujemy przy drodze tablicę z informacją „Bungalow – 5 leva (ok. 10,- PLN)”.
Hmm, brzmi interesująco… tyle że droga prowadząca od znaku w kierunku domku zupełnie nie nadaje się do użytku. No ale co tam… skoro jest bungalow, musi być i droga… może jakaś równoległa…
Zostawiamy więc auto przy „reklamie” i idziemy się rozejrzeć. Dostrzegamy coś na wzór bramy. A w niej gospodarzy: nie wzbudzający zaufania chudy, wysoki jegomość odziany jedynie w szorty... obok niego prawdopodobnie żona.
Pierwsze wrażenie nie jest zbyt przyjemne. Mimo że zagroda znajduje się w sadzie, wygląda na bardzo zaniedbaną: zniszczona brama, rozlatujący się płot. Jednak gospodarz zupełnie nie speszony, z entuzjazmem zaprasza nas na prezentację bungalow’a. Prowadzi nas w głąb sadu i pokazuje hmm… „budę” nie wiem z czego… może z pilśni… o wymiarach dwa metry na dwa metry. Połowę „domku” zajmuje łóżko… niezasłane. Obok łóżka stoi wielki, stary telewizor. Pan w pośpiechu poprawia łoże i zachwala walory domku i jego otoczenia.
My w tym momencie mamy już dość, ale pan z niesłabnącym entuzjazmem i pewnością siebie prowadzi nas dalej w głąb sadu, pokazując kuchnię, czyli jakiś warsztat z narzędziami. Koło imadła stoi czajnik elektryczny, obok toster. Zaraz koło warsztatu - lodówka… z lat 50. ubiegłego wieku. Ale to nie koniec… teraz prezentacja łazienki. Klozet postawiony pod drzewkiem. Ale przynajmniej osłonięty kartonami. Nieopodal prysznic – stara rdzewiejąca beka z odpryskującymi resztkami czarnej farby ustawiona na około dwumetrowej konstrukcji wykonanej z nie wiadomo czego. Do niej podpięty wąż. Pan uparcie prezentuje nagrzaną wodę.
Smaczku całej sytuacji dodaje około trzynastoletni chłopiec o posępnej twarzy, który nie zwracając na nas najmniejszej uwagi z rozstawionej przed sobą sieci wybiera ryby, które następnie patroszy.
Jednym słowem – sielanka.
W końcu właściciel kończy prezentację. Następuje podsumowanie: funkcjonalny bungalow z TV, w pełni wyposażona kuchnia oraz łazienka, możliwość zakupienia ryb… a do tego, wskazuje na drzewo, cień. Wszystko to za jedyne 5 levów dziennie. Najtańsza kwatera w Achtopolu! A jeśli to mało – możliwość całodniowego wypadu na ryby. Pan posiada odpowiedni sprzęt. Wskazuje na Ładę Tavrię – rocznik '78, z przymocowanym do dachu dmuchanym pontonem z kramów. A jeśli i tego mało, gospodarz oferuje również… surfing… Nie pytamy o szczegóły.
Lekko zdezorientowani, rozedrgani żegnamy się i zapewniamy, że ofertę przemyślimy.
Na szczęście parę minut potem znajdujemy się u „cioci” Zlatki.
Niestety po prezentacji bungalow'a byliśmy tak roztrzęsieni, że nawet nie pomyśleliśmy o sfotografowaniu tego przybytku.
W zamian za to umieszczam poniżej parę różnych zdjęć z całego pobytu.
Ujęcie z sesji zdjęciowej w Kotel :o) |
Konie przy granicy tureckiej |
Fasado domu - Razgrad, granica z Turcją |
Bułgarski "fast-food" (to podłużne na blasze to "banica") |
Młodzieżowa twórczość w porcie w Achtopolu |
Mam nadzieję, że wkrótce znowu tam będziemy:
Może kwatera i dość kontrowersyjna....ale za to jest co wspominać:)
OdpowiedzUsuńChociaż z drugiej strony, to nie rozumiem dlaczego się nie zdecydowaliście:P
Przepiękne zdjęcia!!! Przyniosły mi chwilę relaksu podczas pracowitego, i upalnego dnia w wielkim mieście:)
Dzięki Gosia, cieszę się, że zdjęcia się podobają. Też musisz wyciągnąć męża w jakieś ciekawe miejsce;)
OdpowiedzUsuń